Najpiękniejsza kobieta w Warszawie

Hannie Golde

To nic, że ślina, mocz, piersi jak zwiędłe papierówki.
Ważne, że uśmiechasz się już tylko do mnie –
wargi zabawnie kleją się do dziąseł, obnażają zęby.

W Kameralnej wciąż słychać tupot twoich nóg,
tańczących kankana, wieszak czerwieni się lisią czapką,
ale antyczne krzesło przy lampie zajęła już inna Hanka
i to ona wypija co wieczór malibu z syropem Grenadine.

A w naszym domu cicho, kurz zarasta szyby.
Bez kształtu, zapachu i smaku nareszcie jesteś moja

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
Ten wpis został opublikowany w kategorii Wiersze nowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.