Na Zielone Świątki

Ciągle zachłannie ocierasz się o plecy, smakujesz gęstą krew,
opowiadasz o córkach, które chciałbyś spłodzić, moich mlecznych piersiach.
Pachniesz jak młoda suka, dzieciństwo i wymarzone egzotyczne wyspy.

Nie jesteś zazdrosny o chłopców, z którymi całuję się w takt jarmarcznej piosenki,
dobrze wiesz, że wystarczy gwizdnąć, przytknąć dłoń do uda.

Schylony w wysokiej trawie, znowu doczepisz mi skrzydła,
będziemy długo kołować nad zastygłym Bugiem, odurzać się zapachem palonego zioła.
Tak tu u was pięknie, powiesz, a to zaledwie brudna woda i drzewa.
Kiedy umrę, nie oddawaj książek.

Jeszcze nie wiemy, że to ja pierwsza wejdę do rzeki,
ozdobię dom tatarakiem

Wiersz pochodzi z tomu „Stop-klatka”

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
Ten wpis został opublikowany w kategorii Wiersze z książki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.