List do Paula Gauguina

Przyszedłeś do mnie w sylwestrowy wieczór, kiedy zamiast pić i tańczyć,
czytałam książkę na tapczanie córki, niepodobna ani do mieszczańskiej żony,
ani czternastoletnich Tahitanek, o ciałach lubieżnie układanych na warstwie werniksu.
Ot, skrupulatna pracownica giełdy, której Mette nie pozwala na pisanie książek.

Na moim trakcie do raju nie będzie się chodziło na bosaka, nie zarażę się kiłą,
nie opuszczę męża i, patrząc na rzekę, nie pomyślę, żeby wrzucić do niej trzyletniego synka.
Umrę w dwuosobowym pokoju z łazienką, z morfiną metodycznie rozpuszczaną w żyłach
i łacińską formułką szpitalnego kapelana. Kiedy minie sto lat, nie odwiedzę nikogo
pięć minut przed północą, bo mnie wtedy, Paul, po prostu nie będzie

Wiersz pochodzi z tomu „Stop-klatka”

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
Ten wpis został opublikowany w kategorii Wiersze z książki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.